Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.
—   216   —

mugą. Zwierzchnia część jego była odchylona i oparta na posadzce, zupełnie jak wieko dużej walizki. Wewnątrz spostrzegł pierwsze stopnie wązkich schodów, prowadzących na dół...
W jednej chwili przypomniał sobie dawniejsze przygody poprzedniego posiadacza tego domu, hrabiego Malonescu, który ukrywał się w tej rodzinnnej swej posiadłości przed inkwizycyą rewolucyi i zdołał tu przeczekać burzę rewolucyjną. Wszystko stawało się jasne. Przejście, zrobione w murze, prowadziło do jakiegoś odległego wylotu na zewnątrz. I w ten to właśnie sposób Florentyna mogła się zjawiać tutaj i znikać. I w ten sam sposób Sauverand wchodził tu i wychodził całkiem bezpiecznie. I w ten sposób mogli oboje przenikać do jego pokojów i zdobywać jego tajemnice!
— Dlaczego mi jednak o tem nie powiedzieli? — zapytywał sam siebie. — Przez brak zaufania?
W tem oko jego spoczęło na papierze, leżącym na stole.
Drżącą ręką Gaston Sauverand nakreślił był na nim następujące słowa:
„Wolimy uciec, aby pana nie kompromitować. Jeśli będziemy schwytani, tem gorzej. Grunt w tem, aby pan był wolny. Całą nadzieję pokładamy w panu”.
Pod tem krótkiem pismem znajdowały się dwa słowa, nakreślone ręką Florentyny: „Ratuj Maryę Annę“.
— Ach! — mruknął, wytrącony z równowagi takim obrotem sprawy, nie wiedząc, co teraz począć. — Dlaczego mnie nie usłuchali? Teraz jesteśmy rozdzieleni...
Na pierwszem piętrze agenci wyważali drzwi od korytarza, w którym byli zamknięci. Zanim się stamtąd wydostaną, starczy mu może czasu na dosięgnięcie swego auta? Mimo to jednak wolał pójść w ślady Florentyny i Sauveranda w nadziei, że ich odnajdzie i że będzie mógł pospieszyć im z pomocą w razie niebezpieczeństwa.
Wszedł przeto przez rozwartą przed nim klapę, postawił nogę na pierwszym stopniu, poczem zaczął schodzić. Dwadzieścia schodów doprowadziło