Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.
—   220   —

minął pierwsze schody i przedostał się wewnętrznym korytarzem ku schodom, prowadzącym do jego buduaru.
Przekonawszy się, że klapa pasowała doskonale do framugi okna, tak, iż nie zachodziła obawa, że zostanie wykryta, zatrzasnął ją nad swoją głową.
W kilka minut później usłyszał nad sobą głosy agentów, robiących poszukiwania.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A zatem dnia 24 maja, o godzinie 5 po południu, położenie przedstawiało się jak następuje: Florentyna Levasseur znajdowała się pod rozkazem aresztowania, Gaston Sauverand w więzieniu, pani Fauville w więzieniu, odmawiając przytem przyjmowania posiłku, a don Luis, który wierzył w ich niewinność i który jeden mógł im przynieść ratunek, był oblężony w swym własnym domu i sam tropiony przez agentów policyi!
Co się zaś tyczy dziedzictwa po Morningtonie, to nie mogło już o tem być mowy wobec tego, iż spadkobierca stanął w otwartej kolizyi ze społeczeństwem i prawem.
— Wybornie! — zaśmiał się don Luis. — Oto jest właśnie życie takie, jak ja je pojmuję! Kwestya jest prosta i da się ująć w różnoraki sposób. Jak łachmaniarz, nie mający nawet jednego centima w kieszeni, może w ciągu jednej doby zrobić majątek, nie opuszczając swej nory? W jaki sposób generał, nie mający żołnierzy, ani amunicyi, może wygrać bitwę, którą już przegrał? Krótko mówiąc, w jaki sposób ja, Arseniusz Lupin, będę mógł wziąć jutro wieczorem udział w czatach na bulwarze Suchet i tak sprawą pokierować, iżbym ocalił Maryę Annę Fauville, Florentynę, Gastona Sauveranda, a nadewszystko swego znakomitego przyjaciela... don Luisa Perennę?...
Dały się słyszeć głuche odgłosy jakichś uderzeń. To prawdopodobnie agenci robili poszukiwania na dachu, a także badano zapewne mury domu.
Don Luis położył się na brzuchu, splótł ręce i oparłszy na nich głowę, zamknął oczy, poczem mruknął:
— Zastanówmy się!