Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/301

Ta strona została uwierzytelniona.
—   295   —

gotowującego się do wychylenia jeszcze większego kielicha radości.
Prefekt policyi milczał jeszcze chwilę, jakgdyby zastanawiał się nad tem, co też może napawać tego potępieńca takiem zadowoleniem, poczem znów zaczął przeglądać dokumenty, aż wreszcie oświadczył:
— Zebraliśmy się tu, moi panowie, tak jak przed dwoma miesiącami, aby powziąć ostateczną uchwałę w sprawie testamentu Kosmy Morningtona. Pan Carérés, attache peruwiański, nie przybędzie. Pan Cacérés, jak to istotnie głosi telegram, otrzymany przezemnie z Włoch, jest poważnie chory. Jego obecność nie jest zresztą konieczna. Nie brak więc tutaj nikogo... oprócz tych niestety, których prawa spadkowe byłyby przez to zebranie uświęcone, brak mianowicie spadkobierców Kosmy Morningtona...


Przypuszczali, że nie będę miał odwagi się tu pokazać.

— Brak tu jeszcze jednej osoby, panie prefekcie.
Pan Desmalions podniósł głowę. Słowa te padły z ust don Luisa. Prefekt zawahał się, po chwili jednak zapytał:
— I jakiejże to brak osoby?
— Zabójcy spadkobierców Morningtona.
I tym razem jeszcze don Luis, mimo oporu, jaki mu przeciwstawiono, zmuszał obecnych do liczenia się ze swą obecnością i podbijał ich swym wpły-