Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/411

Ta strona została uwierzytelniona.
—   405   —

szym razie mogło było zwrócić się przeciw Florentynie, nigdy zaś nie było w stanie jego skompromitować.
— Zna pan dalszy ciąg sprawy, panie prezydencie — kończył don Luis. — Florentyna, wstrząśnięta tem, iż nieświadomie odgrywała taką rolę w sprawie Morningtona, a w szczególności rolą odgrywaną przez Jana Vernocq’a, uciekła z kliniki, do której ją sprowadzono na moje życzenie. Miała wówczas tylko jedną myśl — zobaczyć się z tym zbrodniarzem, zażądać od niego wyjaśnień, wysłuchać jego usprawiedliwień. Tegoż wieczoru pod protekstem, że przedstawi Florentynie dowody swej niewinności uwiózł ją samochodem. Tak się oto rzecz miała, panie prezydencie.
Valengley z zainteresowaniem słuchał tej ponurej relacyi.
— I pan ich odnalazłeś? — zapytał.
— Wczoraj wieczorem, o godzinie trzeciej, panie prezydencie. Był już najwyższy czas. Mogę nawet orzec, iż było zapóźno, albowiem Jan Vernocq już przystąpił był wówczas do dzieła, posyłając mnie na dno studni i wynajdując dla Florentyny grób pod stosem kamieni.
— Oh! oh! a zatem pozbawiony pan został życia?
— Powtórnie, panie prezydencie.
— Ale dlaczego zbrodniarz ten chciał zgładzić ze świata Florentynę Levaseur? Wszak śmierć ta niszczyła nieodwołalnie jego plan zawarcia z nią małżeństwa!
— Do małżeństwa potrzebna jest zgoda dwóch osób, panie prezydencie. Otóż Florentyna odmówiła mu swej ręki.
— Czyżby?
— Kiedyś Jan Vernocq napisał testament, którym przekazywał wszystko, co posiadał, Florentynie. Florentyna, litując się nad tym kaleką i nie zdając sobie zresztą sprawy z wielkiej wagi takiego aktu, odwzajemniła się podobnym, przesłanym mu w formie listu, testamentem. List ten stanowi istotny i trudny do zwalczenia testament na korzyść tego zbrodniarza. Stając się legalną i ostateczną dziedziczką fortuny, pozostałej po Mor-