Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/417

Ta strona została uwierzytelniona.
—   411   —

W niedzielę udają się tam ludzie na spacer w nadziei, iż ujrzą po przez parkan tego, który był Arseniuszem Lupinem.
Znajduje się on tam zawsze, pełen młodzieńczej rzeźkości. A przy jego boku znajduje się też zgrabna Florentyna, w aureoli swych blond włosów, z twarzą rozjaśnioną szczęściem, na które nie pada już cień dawniejszych cierpień i wspomnień.
Niekiedy puka ktoś do wrót ich siedziby. To nieszczęśliwi, szukający pomocy u mistrza. To są uciśnieni, skrzywdzeni, słabi, to ci także, którzy padli ofiarą swej namiętności. Dla nich wszystkich don Luis jest litościwy. Służy im pomocą, radą, doświadczeniem, siłą, a w razie potrzeby swym czasem.
I często też puka do niego jakiś emisaryusz policyi, przedkładając mu trudną do rozwiązania zagadkę. I pod tym względem don Luis służy niewyczerpanemi zasobami intuicyi.
I ma zawsze to, co jak sam mówi, w tych posępnych czasach posiada pewną wartość — ma zawsze uśmiech.

KONIEC.