Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.
—   65   —

Agenci porozumieli się ze sobą spojrzeniem, poczem jeden z nich szepnął do ucha kilka słów służącemu Fauville’a, Sylwestrowi, który udał się natychmiast do jadalni i przyniósł Perennie jakąś przekąskę.
— Sprawa się całkowicie wyjaśniła — pomyślał Perenna, podziękowawszy Sylwestrowi za poczęstunek. — Jestem zblokowany. Jestto to właśnie, o czem chciałem się przekonać. Ale panu Desmalions brak nieco rozumu, bo jeżeli ma zamiar zatrzymać tu Arseniusza Lupina, to w takim razie wszyscy jego dzielni agenci tu nie wystarczą. Jeżeli zaś idzie o zatrzymanie don Luisa Perenny, to agenci owi są zupełnie zbyteczni, gdyż ucieczka pana Perenny pozbawiłaby pana Perennę wszelkich szans zdobycia przeznaczonej dlań przez Morningtona spuścizny. Wobec tego zostaję...
Perenna istotnie zajął swe miejsce w korytarzu i oczekiwał dalszych wydarzeń. Przez otwarte drzwi, wiodące do biura, widział on urzędników, prowadzących dochodzenia. Lekarz urzędowy przystąpił do pierwiastkowego zbadania ciał ofiar mordu i rozpoznał zaraz te same ślady zatrucia krwi, jakie tenże lekarz stwierdził dnia poprzedniego na zwłokach Verota. Następnie agenci przenieśli zwłoki do dwóch przylegających do siebie pokoi, zajmowanych uprzednio na drugiem piętrze przez ojca i syna.
W tej właśnie chwili prefekt policyi zszedł na dół i don Luis usłyszał jego słowa, zwrócone do prowadzących śledztwo urzędników:
— Biedna kobieta! Nie mogła zrozumieć tego, co się stało. Gdy zrozumiała wreszcie, padła na posadzkę zemdlona. Pomyśleć tylko, że mąż i syn zeszli z tego świata w jednej chwili!... Nieszczęśliwa kobieta!
Od tej chwili don Luis nic już nie widział i nie słyszał. Drzwi zamknięto, ponadto zaś z polecenia prefekta obstawiono wszystkie wejścia, a nawet korytarz, w którym się znajdował Perenna.
Widząc więc, co się święci, pomyślał:
— Istotnie, akcye moje niezbyt wysoko stoją! Jakież wyrzuty czynić sobie musi Aleksander!