Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.
—   79   —

— Nie wiem... Nie zwracałam na to uwagi...
— Czy udała się pani do niej bezpośrednio?
— Prawie bezpośrednio.
— Jakto prawie bezpośrednio?
— Tak jest. Bolała mnie nieco głowa, więc kazałam szoferowi jechać na Champs-Elisee... później ulicą du Bois... bardzo wolno... a następnie kazałam mu powrócić na Champs-Elisee...
Zakłopotanie pani Fauville było coraz większe. Głos jej stawał się niedosłyszalnym, a w końcu spuściła głowę i... umilkła.
Milczenie to nie było oczywiście przyznaniem się do winy i nic nie uprawniało do przypuszczeń, że było ono konsekwencyą czegoś innego, aniżeli przeżytego cierpienia, ale zdawała się jednak być tak zmęczoną, iż możnaby powiedzieć, że czując się już zgubioną, zrezygnowała z walki.
I odczuwano prawie litość nad tą kobietą, przeciw której zwracały się wszystkie okoliczności morderstwa, a broniącej się tak niezręcznie, że wahano się bardziej jeszcze na nią nalegać.
Pan Desmalions miał istotnie wygląd niezdecydowany, jakgdyby czuł, że zwycięstwo przyszło mu zbyt łatwo i jakgdyby pewne skrupuły wstrzymywały go od dalszego prowadzenia ataku.
Machinalnie rzucił okiem na Perennę, ten zaś podał mu znów skrawek papieru, mówiąc:
— Oto numer telefonu pani Ersinger.
— Tak... istotnie... można się dowiedzieć... — mruknął prefekt i biorąc słuchawkę telefonu, zawołał:
— Hallo... Louvr 25—04, jeśli łaska...
Otrzymawszy natychmiast połączenie, prefekt mówił dalej:
— Kto jest przy aparacie? Właściciel domu... Dobrze... Czy pani Ersinger jest u siebie? Nie... A pan?... Też nie... Przypuszczam jednak, że może mi pan odpowiedzieć na to pytanie... Jestem Desmalions, prefekt policyi... Będę potrzebował kilku wyjaśnień. O której godzinie pani Fauville przybyła do domu państwa wczorajszej nocy? Co pan mówi?... Jest pan tego pewny?... O drugiej godzinie rano?... Nie wcześniej?... I odjechała? — W dziesięć minut? Czy tak? Dobrze... A zatem