Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
—   84   —

— Jestem gotowa!
— Otóż idzie o to, że osoba, lub jedna z osób, biorących udział w morderstwie, nadgryzła jabłko, porzucone następnie w ogrodzie, kióre właśnie znalazło się w naszych rękach. Ażeby przeciąć w sposób jaknajkrótszy wszelkie hypotezy, dotyczące pani osoby, prosimy bardzo, aby pani zechciała uczynić to samo...
— Ach, jaknajchętniej! — zawołała pani Fauville żywo. — Jeżeli to jedno wystarczy, ażeby panów przekonać!
To mówiąc, podniosła szybko do ust jedno z trzech jabłek, podanych jej przez prefekta.
Chwila była decydująca.
Jeżeli nacięcia zębów będą do siebie podobne, to zdobyty będzie w ten sposób dowód pewny, niezawodny...
Tuż przed spełnieniem życzenia prefekta, pani Fauville zawahała się nagle, jak gdyby ogarnięta obawą... Obawą — czego? Zasadzki? Czy może pzzypadku, mogącego ją zgubić? A może zawahała się przed dostarczeniem przeciw sobie strasznej broni? W każdym razie nic nie oskarżało ją bardziej, jak to właśnie wahanie, niepojęte, jeżeli była niewinna, ale jakże natomiast wymowne, jeśli była współwioną dokonanej zbrodni...
— Czego się pani obawia? — zapytał prefekt.
— Niczego... niczego... — odrzekła ze drżeniem. — Ja nie wiem... obawiam się wszystkiego... To wszystko jest tak straszne...
— A jednak zapewniam panią, że to, o co panią prosimy, niema żadnego znaczenia i może mieć dla pani, jestem o tem najmocniej przekonany, skutki najszczęśliwsze. A więc?...
Pani Fauville podnosiła zwolna rękę wyżej, coraz wyżej, w czem właśnie objawiał się jej niepokój. I istotnie, sposób, w jaki rozgrywały się wydarzenia, sprawił, że scena ta miała w sobie coś uroczystego i tragicznego zarazem, coś ściskającego serca.
— A jeżeli odmówię? — zapytała nagle.
— Przysługuje pani to prawo — odrzekł prefekt — ale czyż to jest tak wielka fatyga? Jestem pewien, że adwokat pierwszyby pani doradził uczynić to samo.