Strona:Leo Belmont - Markiza Pompadour miłośnica królewska.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.



Rozdział XXVI.
Fatum Latude’a.

Latude popełnił nowe „kosztowne“ głuptswo... Były niem owe „kontr-madrygały“.
Oto pewnego dnia zjawił się na pokojach pani de Pompadour jej legalny „ojciec“, pan Poisson. Lubiła go za jego swobodny humor i cześć dla siebie. Dbała o jego wygodę i estymę. Ale nie lubiła jego wizyt bez uprzedzenia jej o tem — do estymy nadawał się mało; a gdy tak „szwędzał się po Wersalu“ narażał ją na śmieszność swoim „okrągłym brzuszkiem“, wytwornością, przejaskrawiającą modę i afiszowaną dumą „ojca miłośnicy Króla“.
Tym razem był markotny. Przelękła się. Za dużo ją kosztował swojem nieumiarkowaniem i wiecznemi prośbami o zapłatę jego długów.
„Co?! znowu... po pieniądze?“ zawołała na jego widok.
„A fe!“ odparł niemal oburzony. „Czy nie mam kredytu?“
„A więc coś złego u Abla?“ spytała.
Troskała się bardzo o brata, który nie chciał się poddać jej ambitnym planom, doszedł pod jej batutą do zastąpienia zmarłego pana Tournehem na świeżo stworzonym urzędzie opiekuna sztuk pięknych, ale nie chciał zająć żadnego z proponowanych mu dyplomatycznych stanowisk, ani koligacić się za jej wskaza-