Strona:Leo Lipski - Niespokojni.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

szafa niebieska, dużo maskotek (same koty, tylko jedna małpa).
— Mówiłaś, że masz okropny pokój. On jest miły.
— Ale to mnie dużo kosztowało. Dwa lata awantur.
Podeszła do szafy.
— Odwróć się.
Gdy gapił się na ścianę i usiłował odnaleźć zapach pokoju jak pies:
— Nie powiedziałeś mi jeszcze: „Montherlant twierdzi, że każda młoda dziewczyna chce w końcu pokazać swojemu... (tu zawahała się i połknęła wyraz) swoich rodziców.” Zdaje się, że o pokoju nie mówi. To było wystarczającym powodem, aby mój pomysł nazwać głupim. Ty nie chciałbyś, abym ja była jak każda młoda dziewczyna. A jednak ja jestem jak wiele dziewcząt.
Skurczył się cały, gdy ona połknęła ten wyraz, na podobieństwo ślimaka, który się chowa do skorupy, wydzielając śluz. Śluzem były słowa:
— Zgadzam się z tobą. (Nie zgadzał się.)
I potem:
— Nie należy się wstydzić komunałów, jeśli są prawdziwe, ani uczuć, które były tyle razy źle i dobrze opisywane, że wydają się śmieszne — jeśli są szczere, ani postępowania, które jest nieznośnie typowe — gdy jest słuszne.
Wypowiadając słowo „szczere”, uczyniłem już koncesję na rzecz komunału. Mania indywidualności i oryginalności XX wieku — kompensacja kompleksu strachu przed myśleniem na własną odpowiedzialność. To jest tak samo bezsensowne, jak mania podporządkowywania się i anonimowości średniowiecza — kompensacja kompleksu strachu przed odpowiedzialnością zbiorową.