Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

z konspiracyjnej działalności we Francji oraz eseju o tremie. Nic z tego nie było przygotowane do publikacji, nie osiągnęło skończonej formy, ale jedną z tych zachowanych kartek chciałabym tu zaprezentować.

Każdy prawdziwy artysta nabiera czasem upodobania w szkicowaniu swojej przeszarżowanej osobowości niż osobowości autentycznej.

Mówi się przeciwko donżuanizmowi: Ach, jedna tylko kobieta, a gdy się ją zgłębi, z której wydobywa się ciągle piękniejsze akordy.
To rzeczywiście kuszące, pod warunkiem że daje nam to receptę na odnalezienie kobiety, w której jest coś do zgłębienia. Bo jedna tylko kobieta i jaka pustka... wolę tysiąc i trzy pustki.
Ta oto, uczepiona mnie i nielubiąca mnie ani mojej pracy, ani miłości. Co uczyniła, aby się przystosować do mnie? Nie kocha się istoty, jeśli się nie zmienia własnego życia, aby coś dodać lub ująć ze względu na nią. Ona mnie bruka, zmuszając mnie do jedzenia smakosza, którym gardzę, którego nie uznaję, wciągając mnie w miejsca mniej lub bardziej luksusowe, gdzie mi się nie podoba, których nie lubię, mówiąc jasno: do których czuję wstręt. Ta strona kokocia, którą mają w dużym stopniu wszystkie kobiety, nawet najlepsze (jak wtedy, gdy nuciła w aucie).
Jeść, ciągle jeść. Tarzać się we fotelach, całemi godzinami. Ona chce ze mnie zrobić francuskiego kapłona, mieszczanina o małym brzuszku, z aperitifem, wytwornością, cygarem, autem, „dobrym życiem”. Zimna, chce mnie pozbawić męskości, przez zazdrość. Skostniała, chce mnie odrętwić. W końcu są sklepy, zakupy rzeczy niepotrzebnych, jest kino, teatr, byle co, jeśli jest tylko dostatecznie idiotyczne, bo chodzi o to, aby mnie tu ogłupić, a tam pozbawić męskości.

I to wszystko z przezornością, aby nie być widzianą, bo się jest w ciężkiej żałobie, bo się depcze radośnie swojego drogiego papę; cywilizacja zrobiona przez kobiety: każdy okręcony dookoła innych, kierowany przez innych, przez strach przed tem, co o nim myślą inni. I ciągle pochłaniać. Teraz ona zabiera [się] na dobre do roboty i ssania. Kobiety mówią zawsze, że dają, i nie czynią nic, co by nie było pochłanianiem. Widzieć jej położenie w czasie aktu (położenie zresztą tak śmieszne: żabowate). Ona widzi we mnie specjalnie stworzoną istotę, stworzoną dla niej (sen wszystkich kobiet), przeznaczoną do robienia jej dobra, do przynoszenia jej swoim stanowiskiem i pomocą materialną, środek zajęcia i rozrywki. Dana przez opatrzność, żeby nie dopuścić do nudzenia się. Ta eksprosta, albo fałszywie prosta, ta która mi pochłonęła tyle czasu, istoty mojej, czasu, pieniędzy. Pochłanianie przez doliny. Kobieta-dolina. Dolina w swoim uścisku, dolina w swoich organach, dolina w swojej istocie, odcięta od świata, widząca to tylko, co jest u jej wejścia, otoczona, ograniczona ścianami, które są czasem jej miłością i czasem nią nie są. I klimat anemiczny, osłabiający dolin.

Ten opis życiowej partnerki — nie ma bowiem wątpliwości, że chodzi o Łucję Gliksman — rzuca światło na fakt, dlaczego Lipski nic już niemal nie napisał, będąc pod jej opieką. Można przypuszczać, że opinie o jego twórczości miała krytyczne, wiedziała lepiej, co i jak powinien pisać, a w sprawach technicznych pomocy nie udzielała, nawet w wypadkach pilnej potrzeby. Kiedy Giedroyc po samobójczej śmierci Janka Holcmana zamówił u Lipskiego wspomnienie o nim, prosząc przy tym o szybki termin, Lipski, wysyłając tekst, wyraźnie zaznacza, że przepisywał go mieszkający w Tel Awiwie przyrodni brat Janka.