Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

— Daj spokój, Dolly, zawsze wyszukujesz jakieś trudności — odparł mąż. — Chcesz, to ja wszystko zrobię...
„Zapewne pogodzili się“ — pomyślała Anna.
— Już ja wiem, jak ty wszystko zrobisz — dowodziła Dolly — każesz Matwiejowi, żeby zrobił to, co nie da się zrobić na żaden sposób, a sam wyjdziesz i on wszystko zrobi jak najgorzej — i na ustach Dolly zawisł ironiczny uśmiech, z jakim zwykle przemawiała do męża.
„Pogodzili się zupełnie, najzupełniej“ — zadecydowała ostatecznie Anna — „i Bogu dzięki“ — i uradowana, że małżonkowie pogodzili się za jej przyczyną, podeszła do Dolly i ucałowała ją.
— Przepraszam cię bardzo, ale czemu tak pogardzasz mną i Matwiejem? — zapytał żony Stepan Arkadjewicz, uśmiechając się trochę.
Dolly, jak zwykle, odzywała się do męża przez cały wieczór z lekką ironią, Stepan Arkadjewicz zaś był w wesołym i dobrym humorze, lecz nie w takim, by mniemać można było, że otrzymawszy przed chwilą przebaczenie od żony, zapomniał już o swej winie.
Około dziesiątej wesoła rozmowa, toczona w rodzinnem kółku Obłońskich, przerwaną została błahym na pozór wypadkiem, który jednakże wszystkim wydał się nader dziwnym. Podczas rozmowy o wspólnych petersburskich znajomych, Anna prędko podniosła się.
— Mam jej fotografię w albumie — odezwała się — a przy sposobności pokażę wam też mego Sierożę — dodała z uśmiechem, pełnym macierzyńskiej dumy.
Otóż koło dziesiątej, gdy zwykle mówiła dobranoc synowi i najczęściej sama kładła go do łóżeczka, zanim wyjechała na bal lub do teatru — Annie zrobiło się przykro, że jest tak daleko od niego, i myślą, mimowoli, była przy swym kędzierzawym jedynaku, i nagle ogarnęła ją chęć spojrzeć na jego fotografię i porozmawiać o nim; skorzystała więc z pierwszego lepszego pozoru, wstała i swym