Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/216

Ta strona została skorygowana.

się, wyprężył ramię i pod palcami Stepana Arkadjewicza podniosło się z pod cienkiego sukna surduta okrągłe jak ser, stalowe wzgórze.
— A to biceps! Samson!
Zaje mi się, że do polowania na niedźwiedzie trzeba mieć ogromną siłę — rzekł Aleksiej Aleksandrowicz, kładąc kawałek sera na cienki, jak pajęczyna, kawałek chleba; w ogóle Aleksiej Aleksandrowicz miał nadzwyczaj niedokładne pojęcie o polowaniu.
Lewin uśmiechnął się.
— Żadnej; owszem, nawet dziecko może zabić niedźwiedzia — odparł, ustępując z lekkim ukłonem przed paniami, które podchodziły właśnie do stołu z przekąskami.
— Mówiono mi, że pan zabił niedźwiedzia? — rzekła Kiti, starając się bezowocnie złapać widelcem nieposłusznego ślizkiego grzyba i potrząsając koronkami, przez które bielała jej ręka. — A czy u pana są niedźwiedzie? — dodała, zwracając ku niemu swą cudną główkę.
Zdaje się, że nie było nic nadzwyczajnego w tem, co powiedziała Kiti, lecz w każdym dźwięku jej głosu, w każdem poruszeniu jej ust, rąk i oczu, Lewin widział czar, niedający się wyrazić słowami, i czarem tym upajał się! Była tam i prośba o przebaczenie, i zaufanie i pieszczota, czuła, nieśmiała pieszczota, i obietnica, i nadzieja, i miłość ku niemu, której on nie mógł nie wierzyć i która przygniatała go szczęściem.
— U mnie niema niedźwiedzi, jeździliśmy na nie do twerskiej gubernii; wracając stamtąd spotkałem się w wagonie ze szwagrem pani, a raczej ze szwagrem szwagra pani — odparł z uśmiechem. — Było to zabawne spotkanie...
I Lewin wesoło i zabawnie opowiedział, jak po spędzonej bezsennie nocy wpadł w kożuchu do przedziału Aleksieja Aleksandrowicza.
— Konduktor, widząc mój kostyum, chciał mnie wyprosić, ja jednak zacząłem oponować mu górnolotnym sty-