Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom II.djvu/217

Ta strona została skorygowana.

lem... a i pan również — rzekł, zwracając się do Karenina i zapominając, jak mu na imię — z początku, sądząc z mego kożucha, chciał mnie wyprosić, lecz potem wziął pan moją stronę, za co mu jestem nadzwyczaj wdzięczny.
— W ogóle prawa pasażerów co do wyboru miejsca są bardzo nieściśle określone — rzekł Aleksiej Aleksandrowicz, obcierając chustką końce palców.
— Widziałem, że pan nie wiedział co myśleć o mnie — uśmiechając się dobrodusznie, dodał Lewin — lecz ja pospieszyłem czemprędzej zacząć mądrą rozmowę, aby odciągnąć pańską uwagę od mego kożucha.
Siergiej Iwanowicz rozmawiając z Dolly i jednem uchem przysłuchując się bratu, popatrzał z boku na niego. „Co mu się stało? Wygląda na takiego zwycięzcę!“ — pomyślał. Siergiej Iwanowicz nie wiedział, że Lewinowi zdawało się, iż mu skrzydła wyrosły. Lewin wiedział, że Kiti przysłuchuje się jego słowom, i że one sprawiają jej przyjemność, i to jedno tylko zajmowało go. Nietylko w tym pokoju, ale na całym świecie istniały dla niego tylko dwie istoty: on, który sam ku sobie zaczął nagle mieć szacunek, gdyż ona słucha go i, ona. Zdawało mu się, że stoi na takiej wysokości, że aż w głowie mu się kręci, a tam nisko, gdzieś na dole, byli ci wszyscy zacni i poczciwi ludzie: Kareniny, Obłońscy i cały świat.
Nieznacznie, nie spojrzawszy nawet na nich, ale tak jak gdyby zabrakło już miejsca, aby ich posadzić, Stepan Arkadjewicz posadził Lewina i Kiti razem.
— No, ty siadaj choćby tutaj — rzekł do Lewina.
Obiad podany na ładnych nakryciach, których Stepan Arkadjewicz był ogromnym amatorem, był wyśmienitym. Zupa Marie Louise udała się kucharzowi; maleńkie paszteciki, rozpływające się w ustach, były bez zarzutu. Dwaj lokaje i Matwiej w białych krawatach podawali potrawy i rozlewali wino prędko i cicho. Z materyalnego punktu widzenia obiad udał się, lecz i z niemateryalnego powodzenie jego