Strona:Leopold Starzeński - Ostatnie polskie łowy.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz... cóż tak parskają konie —
Wietrzą zwierza! Ha! widzicie
Hieroglify te na szronie?
Nie hieroglif to Mosanie!
Oko strzelca wnet odczyta,
Skoro tylko spojrzy na nie:
To odyńca są kopyta!
To trop świeży!... Zagraj stary
Wietrzy — z drążka już się zrywa.
Chłopcze! — puścisz stąd ogary!
Wnet mu piosnkę się zaśpiewa!
My od kopców zajedziemy,
Gdzie parowy się krzyżują —
Od granicy tam staniemy —
A trzej — skrzydła niech pilnują!
Dalej! dalej! koniu mój!
Tam nas czeka krwawy bój!

Słyszysz? — Zagraj się odzywa,
Już naszczekał u barłogu, —
Dzik się tego nie spodziewa,
Że go ktoś powita w progu. —
Już głos drugi... trzeci... czwarty...
Kwintet... sextet... ba!... chór cały!...
Te ogary rwą, jak czarty!
Już z barłogu go wygnały!
Jakaż cudna to muzyka!
Czyżby Mozart taką stworzył?
Złóż tu strzelca nieboszczyka —
A z pewnością wnet by ożył.
Jak uroczo tam śpiewają!
Dzik się wymknął — więc „crescendo“,
To znów „piano“, gdy trzymają
I już tuj — tuj, przy nas będą. —
Jak bolesne słychać jęki! —
Pies na dziczym skonał zębie. —
Zeskocz z konia. — Broń do ręki!
I jak posąg stój przy dębie!