Strona:Lew Tołstoj - Djabeł.djvu/50

Ta strona została przepisana.
X.

Przy kawie toczyła się, jak to często bywało, owa kobieca rozmowa, w której nie było nibyto logicznego związku, ale która widocznie miała jakąś myśl przewodnią, bo nie ustawała na chwilę.
Obie panie z lekka docinały sobie, Liza zaś lawirowała między niemi.
— Zła jestem, że nie zdążyły wymyć twego pokoju nim przyjechałeś — powiedziała do męża. — Ale trzeba wszędzie zrobić porządek.
— Spałaś jeszcze, po moim odjeździe?
— Spałam, dobrze się czuję.
— Jak kobieta w jej stanie może się czuć dobrze? W taki żar — a jeszcze okna do słońca — odezwała się jej matka, Barbara Aleksówna. — Ani żaluzyj, ani markiz. U nas zawsze były markizy.
— Ależ tu cień od dziesiątej godziny — mówiła Marja Pawłówna.