Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

Errare humanum est! mój książę — odrzucił lekarz szepleniąc i wymawiając z francuzka łacinę.
— Dobrze, dobrze — skinął ręką książę Bazyli i pożegnał czemprędzej doktora, spostrzegłszy w sali księżnę Trubecką i jej syna.
Po odejściu lekarza zbliżył się do nich w milczeniu badając oboje wzrokiem przenikliwym. Borys zauważył w oczach matki wyraz boleści głębokiej, pojawiający się tak nagle, że nie mógł wstrzymać się od lekkiego uśmiechu.
— Odszukujemy się nawzajem książę kochany, w nader smutnych okolicznościach... Jakże ma się nasz drogi pacjent? — przemówiła udając, że nie widzi wcale spojrzenia lodowatego i lekceważącego, którem ją książe mierzył.
Książe Bazyli patrzał na nich dalej w milczeniu, nie starając się bynajmniej ukryć zdziwienia, że ich widzi przed sobą. Nie odkłonił się nawet Borysowi, który go witał z uszanowaniem. Odpowiedział księżnie niemym ruchem ramion i głowy, co miało znaczyć, że stan chorego jest beznadziejny.
— Więc to prawda?! — wykrzyknęła — Ah! to przerażające, straszne do uwierzenia!... To mój syn — dodała nawiasem. — Pragnął podziękować księciu osobiście. — Tu Borys ukłonił się powtórnie. — Bądź książę przekonany, że serce matki nie zapomni nigdy ileś uczynił dla jej syna.
— Czuję się nader szczęśliwym, kochana Anno Michałówno — wycedził książe mnąc nerwowo żabot ko-