Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

przerażony. Druga, ta bez pieprzyka, poszła za jej przykładem. Trzecia tylko najładniejsza, i może z tego powodu zawsze wesoła i żartobliwa, nie wzięła tej sprawy tak tragicznie. Pochyliła się nad robotą, aby snadniej śmiech ukryć, który porywał ją na myśl, jaka tu scena ma się odegrać.
— Witam kuzynki — Piotr przemówił. — Cóż to, czyście mnie nie poznały?
— Niestety, aż nadto dobrze!
— Jakże się miewa hrabia? Czy mogę go widzieć? — spytał ze zwykłą u niego niezgrabną dobrodusznością i bez cieniu zakłopotania.
— Hrabia cierpi moralnie i fizycznie, a pan uwziąłeś się, aby pomnażać jeszcze uczucia bolesne jego duszy.
— Czy mogę widzieć hrabiego? — powtórzył.
— Oh! jeżeli chcesz go pan dobić, dobić ostatecznie, tak jest, możesz pójść do niego... Olga! popatrz czy gotów rosół dla wuja? Teraz właśnie powinien go wypić — dodała z naciskiem, aby Piotr zrozumiał, że są zajęte wyłącznie i jedynie pielęgnowaniem wuja. On zaś nad tem tylko przemyśliwa czemby mógł choremu dokuczyć.
Olga wyszła. Piotr zaczekał chwilę, a przypatrzywszy się dokładnie obu siostrom:
— Skoro tak rzeczy stoją — rzekł kłaniając się im zdaleka — wracam do mego pokoju. Proszę dać mi znać, kiedy to będzie możebnem.
Gdy odchodził, ładna księżniczka z czarnym pieprzyłem, śmiechem parsknęła.
Nazajutrz zjawił się książę Bazyli i zamieszkał w pałacu hrabiego. Kazał do siebie Piotra przywołać: