Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

pochylając głowę nieco łysą, ale całą woniejącą, i usiadł rozparty wygodnie na miękkiej sofie.
— Przed wszystkiem innem, droga moja przyjaciółko, uspokój moją troskę o twoje cenne zdrowie — odezwał się tonem słodziutkim, szarmanckim, w którym jednak przebijała się pewna lekceważąca żartobliwość i obojętność najzupełniejsza, pomimo powodzi słówek miodowych i grzecznostek.
— Czyż mogę czuć się zdrową fizycznie, skoro cierpię moralnie? Serce tkliwe, czyż nie krwawi się co chwila obecnie? Spodziewam się, żeś wybrał się do mnie, książę kochany, na cały wieczór?
— Nie, niestety; dziś mamy środę; poseł angielski daje bal. Muszę się tam pokazać. Przyjedzie po mnie moja córka.
— Sądziłam że odłożono zabawę na inny dzień. Wyznam szczerze, że wszystkie te uczty wspaniałe i te ognie sztuczne zaczynają nudzić mnie śmiertelnie.
— Gdyby byli przeczuli pani życzenie, byliby z pewnością bal odłożyli — książę bąknął machinalnie, niby zegarek dobrze nakręcony, nie roszcząc zresztą do tego pretensji, żeby ktokolwiek słowa jego miał brać serjo.
— Nie przekamarzaj się ze mną książe, proszę bardzo. Ot! powiedz mi lepiej, ty, co wiesz wszystko, co postanowiono ostatecznie w sprawie depeszy Nowosilcowa?
— Cóż mogę pani o tem powiedzieć? — Książe wzruszył nieznacznie ramionami z wyrazem nudy i wielkiego zmęczenia... — Chcesz wiedzieć na co się zdecydowano? Otóż, uznano że Bonaparte zamknął sobie drogę do wy-