Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

w oczach, cała zarumieniona. Piotr głową przytakiwał im obydwom.
— To się nazywa mówić — rzekł cicho.
— Jesteś dzielnym młodzieńcem i prawdziwym huzarem — pułkownik zaczął na nowo walić w stół pięścią, aż wszystko co stało na nim w górę podskoczyło.
— Hej! tam, na końcu, co znaczy ten hałas piekielny...
To Marja Dmytrówna spytała, głos podnosząc, niby trąba jerychońska...
— Po co walisz w stół, pułkowniku? Czem on ci zawinił? Tak się unosisz, jak gdybyś szarżował Francuzów!
— Mówię szczerą prawdę — mruknął stary huzar.
— Rozprawiamy o wojnie! — wykrzyknął Rostow — bo trzeba ci wiedzieć Marjo Dmytrówno, że mój syn wstępuje do wojska.
— Ja mam w armji moich czterech wisusów i nie narzekam na wojnę. Wszystko w ręku Boga! Umieramy gdy przyjdzie pora, spokojnie na piecu,[1] a wychodzimy nieraz cało i zdrowo z bitwy najkrwawszej — grzmiała dalej Marja Dmytrówna, głusząc wszystkich w około.
Gdy mówić przestała, rozmowa szła dawnym torem, osobno gwarzyły kobiety, a osobno mężczyźni między sobą.
— A ja ci powtarzam, że nie zapytasz się o to — szeptał Nataszce do ucha jej mały braciszek.
— Przekonasz się zaraz! — odrzuciła Nataszka...

Z twarzyczką rozpłomienioną, z minką figlarną i re-

  1. Lud prosty w Rosji spi na piecach ogólnie.