Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

chłodniej niż w salonie, jeszcze się gorzej zaziębisz!... To już rzecz umówiona! — dodała szeptem.
Anna Pawłówna, potrafiła znaleźć chwilę stosowną i wspomniała nawiasem księżnie o małżeństwie przez nią projektowanem, między księżniczką Bołkońską, a Anatolem Bazylewiczem.
— Liczę na ciebie najdroższa — ta jej równie cicho odpowiedziała. — Napiszesz jej o tem i powtórzysz mi, jak ojciec będzie zapatrywał się na tę sprawę. Do zobaczenia!...
Wróciła do salonu.
Hipcio zbliżył się do Lizy. Pochylony nad nią, śmiał się i szeptał jej coś do ucha.
Dwóch lokajów czekało na koniec tej francuzkiej paplaniny; jeden, służący księżnej, trzymał jej szal i zarzutkę; drugi, strzelec Hipolita, miał w rękach jego płaszcz oficerski. Udawali, że słuchają rozmowy, mimo iż była dla nich zupełnie niezrozumiałą. Robili też miny, jakby domyślali się czegoś.
Mała księżna mrugała oczkami figlarnie, śmiała się w głos i mówiła jednocześnie.
— Jestem uszczęśliwiony żem nie pojechał na bal do ambasadora — mówił Hipcio. — Nudy śmiertelne! Spędziliśmy razem wieczorek rozkoszny, nieprawdaż? Najmilszy w świecie!...
— Zaręczano jednak — wtrąciła księżna — że bal będzie wspaniały. Wszystkie tutejsze piękności tam się wybierały.
— Nie wszystkie, skoro ciebie, księżno, na nim nie będzie — odrzucił śmiejąc się. Wyrwawszy okrycie z rąk