Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

W domu Rostowów obchodzono podwójne imieniny. Matka i córka młodsza, nazywały się Natalje, i obie dnia tego fetowano. Długi rząd powozów, wyrzucał od samego rana mnóstwo gości przed pałacem Rostowów, na ulicy Powerskij, którzy przybywali złożyć solenizantkom swoje życzenia. Hrabina i jej córka starsza, osoba nader piękna, przyjmowały gości w salonie, w miarę jak przybywali.
Matka była kobietą lat czterdziestu pięciu, typu wschodniego. Twarz jej chuda i zapadła, miała cerę żółtawą. Była widocznie wycieńczoną i osłabioną dwanaściorgiem dziatek, któremi męża obdarzyła. Ruchy niesłychanie wolne, i taki sam sposób mówienia, robiły ją nad wiek poważną, i imponowały i nakazywały uszanowanie. Znajdowała się również w salonie i księżna Trubecka, jako należąca do rodziny. Pomagała i ona dzielnie w bawieniu gości, podtrzymując rozmowę, gdy słabnąć zaczynała.
Młodzi ludzie, którym nie szło wcale o to, żeby uczestniczyć w zabawie w głównym salonie, rozsypali się po pokojach przyległych. Sam hrabia wychodził do każdego z przybywających, odprowadzając zaś gości do przedpokoju, nie omieszkał ich prosić kolejno na objad imieninowy.
— Serdeczniem ci wdzięczny za pamięć mój drogi... (lub też moja droga) — przemawiał jednakowo tak do wyższych, jak do niższych w sferze towarzyskiej. — Dziękuję w imieniu tych które dziś fetujemy. Wszak wrócisz na objadek?... Tylkoż na pewno, nieprawdaż? Inaczej obraziłbyś mnie srodze. Błagam, moja droga, przybądź do nas z całą familijką... — Powtarzał te same