Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

— I jakież tajemnice możecie mieć w waszych latach? Dzieciństwa, błazeństwa jakieś zapewne.
— Cóż ciebie to ma obchodzić Wiero? — odrzuciła Natasza łagodnie. Czuła się dnia tego lepszą i usposobioną do wybaczliwości względem świata całego.
— Bo to niedorzeczne po prostu! Wstyd mnie za was na prawdę. Proszę was, jakież wy możecie mieć sekreta?
— Każdy ma swoje, a my ciebie nie napastujemy i zostawiamy w spokoju... razem z twoim Bergiem. — Natasza zaczynała się już niecierpliwić.
— Łatwo mnie zostawić w spokoju, nie dopuszczam się bowiem niczego zdrożnego. Ale co do ciebie, to powiem mamie, jak obchodzisz się z Borysem.
— Natalja Stefanówna obchodzi się ze mną jak najlepiej. Nie skarżę się na nią bynajmniej.
— Nie wtrącaj się do tego Borysie; z ciebie cały dyplomata.
Ten wyraz „dyplomata“, często używany pomiędzy temi dziećmi, miał w ich narzeczu znaczenie zupełnie odrębne.
— To nie do zniesienia! — wybuchnęła Natasza, podrażniona i dotknięta do żywego. — Czego mnie się czepia? Ty nas nie rozumiesz, boś nigdy nikogo nie kochała. Jesteś bez serca, druga pani de Genlis! i na tem koniec. — (To przezwisko, wymyślone przez Mikołaja, uchodziło pomiędzy nimi, za niesłychanie obelżywe.) — Masz w tem najwyższą przyjemność, dokuczać drugim. Kokietuj sobie ile chcesz z Bergiem, a nas zostaw w spokoju.
— Co jednak nie podpada wątpliwości, to chyba to,