Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Bagration słuchał go, patrząc wprost przed siebie, a Bołkoński pytał w duchu niespokojny i zaciekawiony, jakie myśli, jakie uczucia drzemią za tą masą nieprzeniknioną, w tych rysach wybitnych wprawdzie, ale takich dziwnie zaspanych i apatycznych?...
— Dobrze! — rzekł wódz krótko, potakując ruchem głowy, jakby to wszystko sam przewidział od dawna.
Książę Andrzej zadyszany jazdą szaloną, mówił niesłychanie szybko. Bagration przeciwnie, wypuszczał zwolna słowo po słowie, akcentem przeciągłym, śpiewającym, po wschodniemu. Dał ostrogi koniowi, nie okazując jednak pospiechu zbytecznego i udał się z całą swoją świtą wprost do baterji, którą dowodził Tonszyn. Towarzyszyli mu: Adjutant jeden i drugi, Andrzej, Gerkow, ordynans, oficer będący dnia tego na służbie i jeden w ubraniu cywilnem, w randze audytora wojskowego. Ten z ciekawości prosił, żeby mu było wolno przypatrywać się bitwie i Bagration udzielił mu żądanego pozwolenia. Cywil był mocno otyły, z twarzą jak księżyc w pełni. Siedział na koniu bardzo niezgrabnie i podskakiwał w górę na siodle twardem, które z bagażów wojskowych wyciągnięto dla niego. Owinął się cały w gruby płaszcz sukienny o podwójnej pelerynie i patrzał w koło z uśmiechem naiwnym a wielce zadowolonym. Człowiek ten odbijał dziwnie od huzarów, kozaków i adjutantów, otaczających Bagrationa.
— Powiedźcie tu komu, że ten głupiec kwadratowy, wyjeżdża z amatorstwa patrzeć na bitwę, jakby na jakieś ciekawe widowisko — szepnął Gerkow do Bołkońskiego, wskazując na owego tłustego cywilistę. — Ręczę że już