Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

To nic nie znaczy, nauczę was jak się zakrzywia hufnal w kopycie, gdy się kuje konia w takim wypadku.
— I owszem, bardzo proszę.
— Oh, coś bardzo łatwego. Nie jest to zresztą żadna tajemnica. Co do konia, jeszcze mi kiedyś za niego podziękujecie, Mikołaju Stefanowiczu.
— Każę go zaraz przyprowadzić — przemówił Rostow, chcąc się czemprędzej pozbyć z karku, nienawistnego Teljanina. I wyszedł.
Denissow usiadł tymczasem w przedpokoju na podłodze, skrzyżowawszy pod sobą nogi po turecku. Kazał sobie podać inną fajkę i pykając z niej, słuchał raportu wachmistrza. Na widok Rostowa, skrzywił się i z wyrazem wstrętu prawie, giestem nader wymownym, pokazał na drzwi, za któremi został Teljanin, dając niedwuznacznie do zrozumienia, jak był nie rad tej wizycie.
— Nie cierpię tego młokosa — mruknął przez zęby, nie zważając na obecność podwładnego.
Rostaw wzruszył ramionami, jakby chciał odpowiedzieć:
— Ja tak samo, ale co począć?
Po wydaniu stosownego rozkazu, wrócił do pokoju, gdzie zastał Teljanina, zacierającego swoje ręce małe i wypieszczone.
— Że też mogą istnieć fizjonomje tak nieprzyjemne — pomyślał Rostow.
— Cóż? przyprowadzą konia — spytał tamten wstając, tonem najobojętniejszym w świecie.
— Natychmiast.
— Dobrze, wszedłem tylko na chwilę, aby spytać