Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

Denissowa, czy dostał już rozkaz dzienny. Dostałeś go Waska?
— Jeszcze nie, gdzież odchodzisz?
— Chcę pokazać temu młodzieńcowi jak powinno się kuć konia.
Obejrzeli nogę Kruczka, a Teljanin udzieliwszy instrukcji odszedł do siebie.
Denissow usiadł tymczasem przy stole, na którym prócz samowara kipiącego i imbryka z czajem, postawił Ławruszka butelkę araku i dobrą porcję wędzonej kiełbasy i zabrał się do pisania. Pióro skrzypiało po papierze, a krople atramentu bryzgały na wszystkie strony. Gdy Rostow wrócił, spojrzał na niego ponuro:
— Do niej piszę!...
Oparł się łokciem na stole, nie wypuszczając pióra z ręki, jakby chciał pochwycić w lot nadarzającą się sposobność wypowiedzenia głośno tego, co chciał wylać na papier. Zaczął mu zatem opowiadać treść listu.
— Bo widzisz, mój drogi, nie żyjemy, ale śpimy, jeżeli nie mamy w sercu miłości! Prochem jesteśmy i w proch się rozsypiemy, a jednak kochając, stajemy się prawie równymi bóstwu! jesteśmy czyści i bez grzechu, jak pierwsi ludzie, w dniu stworzenia wszechświata... Kto tam znowu? Odeślij go do wszystkich djabłów! Nie mam czasu!
Ławruszka zbliżył się jednak do niego, nie dając się wcale zbić z tropu.
— To nikt proszę jaśnie pana... tylko przyszedł wachmistrz, według pańskiego rozkazu po pieniądze.