Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

Denissow rzucił się niecierpliwie, ale wnet pohamował się i rzekł spokojnie do Rostowa:
— Zła sprawa!.. Gadajno... ileś znalazł w sakiewce?
— Dziewięć sztuk złota i trochę srebrnej monety.
— Hm! hm! Czegóż stoisz błaźnie przedemną, nieruchomy jak kloc. Ruszaj po wachmistrza! — zburczał Ławruszkę.
— Kochany Dennisow! weź odemnie ile ci potrzeba! Wiesz, że mi nie brak pieniędzy! — rzekł Rostow zarumieniony.
— Nie lubię pożyczać od moich przyjaciół. Nie! mówię ci, że tego nie znoszę!
— Jeżeli uważasz mnie za towarzysza, obraziłbyś mnie śmiertelnie nie przyjmując chwilowej pomocy. Zaręczam ci, że mi tą pożyczką nie zrobisz najmniejszej różnicy!
— Nie chcę! nie przyjmuję, jeszcze ci to raz powtarzam!...
Denissow zbliżył się do łóżka, aby wziąć sakiewkę.
— Gdzieś ją schował?
— Pod ostatnią poduszkę.
— Tu jej nie ma!...
I Denissow zrzucił obie poduszki na podłogę.
— Może zsunęła się z łóżka... poczekaj — Rostow przystąpił z kolei do łóżka, wypróżniając je z pościeli aż do spodu. — Nie ma!... rzeczywiście nie ma!... Czyliżbym zapomniał, gdziem włożył? Ale nie, pamiętam doskonale, żem pomyśłał w owej chwiłi: — „Waska kładzie ją zawsze pod drugą poduszkę“. — Gdzież ona może być? — zwrócił się do wchodzącego Ławruszki.