Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

wieżami na kościele katedralnym i z mostem, którym teraz płynęły fale wojska, było zbudowane u stoku pagórka. Na zakręcie Dunaju, w miejscu, gdzie w niego Enns wpada, można było dojrzeć mnóstwo łodzi, rodzaj wysepki i zamek z parkiem wspaniałym, otoczonym wodami obu rzek. Na lewym brzegu Dunaju wznosiły się malownicze skały, a w dali rysowały się kontury niepewne, niebieskawe, całego pasma gór. Tam, dokąd jeszcze oko sięgało, mogąc rozpoznać przedmioty, widniał las sosen i świerków niebotycznych, ciemny i tajemniczy. Z pomiędzy drzew, na samym grzbiecie góry, strzelały w niebo smukłe wieżyczki jakiegoś klasztoru. Jeszcze dalej, po drugiej stronie parowu, błysnęły czasem i zamigotały w słońca promieniach lawety armat nieprzyjacielskich. Na przedzie naszej baterji, jenerał komenderujący arjergardą, z towarzyszącym mu wyższym oficerem z głównego sztabu, przez ustawioną przed nim lunetę, badał teren i stanowisko zajęte przez wojska nieprzyjacielskie. Neświcki, wysłany również do jenerała dowodzącego arjergardą, przez Kotuzowa, traktował swoich towarzyszów doskonałemi pasztecikami, które polewali wódką wyrobu krajowego, nazywaną Doppel-Kümmel. Kozak, idący za nimi, niósł wielkie puzdro z winem i likierami. Oficerowie zajadali z apetytem a pili jeszcze lepiej, będąc w humorze wyśmienitym; jedni siedzieli na ziemi po turecku na nogach; drudzy przyklęknęli na jedno kolano, mimo że trawa była zupełnie wilgotna.
— Nie głupi ten jakiś książę, który tu sobie zamek