Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

jacielskim, a czasem także wstrząsały powietrzem krzyki i nawoływania Francuzów. Po stronie francuskiej zaprzestano strzelać. Na przestrzeni kilkuset metrów było pusto, ledwie tu i owdzie migały nieliczne patrole. Każdy odczuwał w obec tej odległości niezbadanej a groźnej, trwogę nieokreśloną, nie dającą się ani słowami opisać, ani zupełnie opanować, doznajemy jej bowiem zawsze przed czemś nieznanem i tak samo tajemniczem, jak przestrzeń, dzieląca dwie armje nieprzyjacielskie. Co się tam znajduje po za tą linją niewidzialną, która dzieli żywych od umarłych? która nastręcza myśli ponure o innych światach?... Może bole i straszne cierpienia, dotąd niedoświadczane? A może śmierć?!... Co tam nas spotka, po za tem polem, tem drzewem, tym dachem w słońcu połyskującym? Nie wiemy tego, a radzibyśmy odgadnąć... Mimowolnie dreszcze nami wstrząsają, lękamy przejść po za tę linję, a z drugiej strony, radzibyśmy przekroczyć ją jak najrychlej, rozumiejąc, że prędzej czy później, zmuszą nas do tego. Wtedy dowiemy się, co kryje się tam w dali, jak odsłonią się przed nami tajemnice pozagrobowe, gdy raz rozstaniemy się z życiem doczesnem, ziemskiem... Czujemy się w tej chwili pełni sił, zdrowia, wesołości i animuszu. Tak samo czują się i ci, co nas otaczają, dziarscy i odważni!
Takie są uczucia i myśli każdego człowieka, gdy stanie oko w oko z nieprzyjacielem. Wywołują one w umyśle ludzkim dziwną jasność, dziwne podniecenie wszelkich władz, dziwną wrażliwość i pojmowania wlot tego wszystkiego, co roztacza się w koło nas, podczas tych chwil