Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 02.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

potrafi odpowiedzieć. Nos świecił mu z daleka barwą purpurową, co zawdzięczał brakowi wstrzemięźliwości w trunkach gorących, i równie sutym jak częstym libacjom na cześć bożka Bachusa. Usta drgały mu z trwogi i wzruszenia. Sapał jak miech kowalski i zwalniał kroku w miarę jak zbliżał się do pułkownika, który mierzył go surowym wzrokiem od głowy do stóp.
— W jakie to bluzy, ubieracie waszych żołnierzy w dniu przeglądu? Co to ma znaczyć?! — krzyknął gromko, wskazując palcem żołnierza z trzeciej kompanji, którego bluza sukienna, odbijała jaskrawo kolorem, od reszty ubrania. — Gdzież schowaliście się, w jaką myszą dziurę, opuszczając wasze stanowisko, i to nieledwie w chwili, kiedy ma zjechać główno-dowodzący? Co? Hę? Ja was nauczę ubierać w ten sposób waszych żołnierzy w czasie rewji!
Stary kapitaś coraz bardziej przerażony i zahukany wytrzeszczał oczy wołowate na swego przełożonego, cisnąc dwa palce do daszka kaszkietu wojskowego, jakby mógł się tym gestem wybawić z kłopotu.
— I cóż, nic nie odpowiadacie? A ten tam drugi, którego przebraliście za Węgra, niby do komedji, co to za jeden?
— Wasza Ekscellencjo!...
— Cóż ztąd, że będziecie mi powtarzali na wszystkie tony: Wasza Ekscellencjo! A potem co? Czy wy bodaj wiecie, co to znaczy! „Wasza Ekscellencjo?“
— Wasza Ekscellencjo, to Dołogow, który został z oficera zasłany w „sołdaty“ — wyjąkał kapitaś z wielką biedą.