Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

lekceważy plan cały. Zasnął tedy na twardo. Weirother, nadto zajęty swoim planem, żeby na cokolwiek innego mógł zwracać uwagę, spojrzał przelotnie na śpiącego, wyjął z zanadrza papier złożony we czworo, a rozłożywszy go zaczął czytać tonem nieznośnie jednostajnym, coś, mocno skomplikowanego i nader trudnego do zapamiętania, o umieszczeniu obu wojsk:
Rozmieszczenie korpusów, mających służyć do zaatakowania i wyparcia nieprzyjaciela z pozycji pomiędzy Kobelnitzem a Sokolnitzem. Dnia 30. listopada 1805 roku.
„Zważywszy, że skrzydło lewe nieprzyjaciela, opiera się o góry lesiste, a skrzydło prawe rozciąga się wzdłuż stawów po za miejscowościami Kobelnitz i Sokolenitz, i że nasze skrzydło lewo wysunęło się o wiele dalej, niż prawe skrzydło nieprzyjaciela; byłoby dla nas najkorzystniejszem zaatakować wprost owe skrzydło prawe. Jeżeli uda nam się zdobyć wsie Kobelnitz i Sokolenitz, będziemy w możności, spaść znienacka na lewe skrzydło nieprzyjacielskie, goniąc je bez wytchnienia wzdłuż równiny, pomiędzy Schlapanitz i borem w Turas, omijając starannie wąwozy pomiędzy Schlapanitzem a Bellowitzem, które osłaniają czoło armji nieprzyjacielskiej. W tym celu jest więc niezbędnem... Idzie pierwsza kolumna... idzie druga kolumna... idzie trzecia kolumna...“
Tak czytał cicho, monotonnie, Weirother, podczas gdy zgromadzeni jenerałowie starali się nadaremnie połapać się i zrozumieć plan cały, przyczem robili miny nader kwaśne i mocno niezadowolone. Jasny blondyn, jenerał Bouxhewden, słuszny i postawy imponującej,