Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

plomatą. Drugie mniejsze kółko, zgromadziło się przy stoliku z herbatą. Panna Scherer była w stanie podniecenia nerwowego, jakiego zwykł doznawać wódz naczelny na polu bitwy, w którego mózgu krzyżują się plany mistrzowskie, a brak mu czasu, żeby mógł wszystkie z nich wykonać. Spostrzegłszy że Piotr dąży w stronę pierwszej grupy, dotknęła się lekko jego ramienia:
— Zatrzymaj się hrabio kochany! Upatrzyłam dla ciebie na ten wieczór coś niezwykłego...
Spojrzała w stronę Heleny z uśmiechem wielce znaczącym:
— Moja śliczna i najlepsza Helenko, bądź miłosierną dla mojej biednej cioci, która cię uwielbia i pójdź zabawić ją przez jaki kwadransik. Oto nasz miły i kochany hrabia, chce podzielić z tobą to poświęcenie.
Zatrzymała Piotra przez chwilę, jakby mu chciała zwierzyć się z czemś:
— Nieprawdaż jaka zachwycająca? — szepnęła wzrokiem wskazując od niechcenia Helenę „płynącą“ majestatycznie ku „cioci“. — Jakie ułożenie królewskie, jaka powaga u tak młodziutkiej panienki. Stokroć szczęśliwy komu dostanie się ten skarb... Człowiek który ją poślubi, choćby pochodził z najniższej sfery, może być pewien, że dojdzie najwyżej... Czy podzielasz w tem moje zdanie hrabio kochany?...
Piotr odpowiedział łącząc pochwały własne, do uwielbień przesadzonych, jak zwykle, u panny Scherer, dla pięknej Heleny. Jeżeli kiedy o niej pomyślał, to uderzało go najpierw ułożenie pełne dystynkcji i brak zupełnej kokieterji w tej piękności pierwszorzędnej. Dotąd atoli