Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

że byłoby było może stosowniej z twojej strony, udać się z tem do mnie, zanim z nią się rozmówiłeś.
— Hrabino! — Denissow nie był w stanie dodać czegoś więcej. Spuścił głowę na piersi jak winowajca, oczekujący wyroku.
Nataszka widząc go tak zgnębionego rozszlochała się spazmatycznie.
— Popełniłem błąd wielki, uznaję to pani hrabino — przemówił głosem złamanym. — Ubóstwiam twoją córkę i tak kocham całą waszą rodzinę, że oddałbym za was nie jedno, ale dwa życia, gdybym je posiadał. — Zobaczywszy mars na czole hrabiny i minę niezadowoloną. — A więc... żegnajcie mi! — wykrzyknął szybko, pocałował rękę matki i nie patrząc wcale na swoją ukochaną, wyszedł z salonu śmiałym krokiem...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Mikołaj spędził u Denissowa cały dzień następny. Łatwo zrozumieć, że Denissow radby był czemprędzej Moskwę opuścić. Towarzysze wyprawili mu ucztę pożegnalną z nieodłącznym Iljuszką i jego pięknemi cygankami. Tak go spoili doskonale, że nie mógł sobie nigdy przypomnieć, w jaki sposób zapakowano go wtedy na sanie, i jak przejechał kilka pierwszych stacyj pocztowych?
Po jego odjeździe, Mikołaj, któremu ojciec nie był w stanie dostarczyć dotąd sumy tak znacznej, zabawił jeszcze w Moskwie dwa tygodnie. Przez cały ten czas na krok z domu nie wychodził, spędzał dni razem z panienkami, po największej części w ich pokoikach, ukła-