Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

z gorejącemi świecami, jak w kościele. Dwóch braci poprowadziło Piotra przed ołtarz. Kazano mu złożyć nogi pod prostym kątem i położyć się w całej długości, jakby składał u stóp ołtarza swoją osobę na ofiarę.
— Podać mu kielnią! — odezwał się jeden z braci.
— Niepotrzeba! — wtrącił inny.
Ogłuszony, oszołomiony, Piotr oglądał się w koło wzrokiem zamglonym krótkowidza. Pytał się w duchu z pewnem wahaniem, gdzie znajduje się właściwie, czy nie drwią sobie po prostu z niego i czy później nie będzie zmuszonym wstydzić się sam przed sobą tej chwili? Rozprószyła się jednak jego wątpliwość gdy spojrzał na twarze o wyrazie poważnym i uroczystym, całego swojego otoczenia. Powiedział sobie, że nie może się już cofnąć, a przenikniony na nowo duchem ślepego posłuszeństwa, pokorny i wzruszony do głębi, rzucił się na posadzkę przed ołtarzem. Po chwili podniesiono go, opasano białym fartuchem, jaki mieli inni bracia, wręczając mu kielnią i trzy pary rękawiczek. Wytłumaczył mu wtedy Wielebny, że powinien zachować nietykalnie i niepokalanie białość symboliczną tego fartucha. W nim bowiem były uosobistnione siła i czystość. Kielnia ma mu służyć do wykorzenienia i wyrwania z serca wszelkich przywar. Powinien nadal dobrze czynić i ukochać całą ludzkość jako siebie samego. Pierwszą parę rękawiczek zachowa, nie pytając o ich znaczenie, drugą będzie nosił na ich zebraniach, trzecia zaś para rękawiczek damskich przeznaczona dla Wybranej, którą uszanuje po nad inne kobiety. — „Uważaj