Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

kolebką, przykładając usta do czoła dziecka, jak widział siostrę robiącą, aby przekonać się o stopniu gorączki u chorego. Uczuł pod ustami skórkę wilgotną i ciepłą w samą miarę. Włoski dziecka aż przylepły były do skroni, a pocił się chłopczyna obficie. Domyślił się po tym pocie, że nie tylko śmierć nie nastąpiła, ale nadeszła kryzys zbawienna, zapowiadająca rychłe wyzdrowienie. Pragnąłby był porwać w ramiona i przycisnąć do serca, tę słabiutką istotkę. Nie śmiał jednak tego uczynić. Wodził tylko oczami łez pełnemi, po konturach niepewnych tej małej główeczki, tych drobnych rączek i nóżek, które odznaczały się pod kołderką. Usłyszał obok siebie lekki szelest, i cień jakiś przesunął się mimo. To księżniczka Marja, zapuściła delikatnie firanki nad spiącym chłopczyną. Ojciec nie mógł się oderwać od kolebki, przysłuchując się z lubością dziecka równemu oddechowi. Nie zwrócił się nawet ku siostrze, tylko wyciągnął rękę po za siebie, którą Marja silnie uścisnęła:
— Poci się... — rzekł głosem stłumionym.
— Chciałam ci to właśnie powiedzieć — siostra odrzuciła.
Teraz spojrzeli jedno na drugiego, w chwili kiedy dziecko ruszyło się przez sen, uśmiechnęło się i otarło jak kotek o poduszkę swoje czołko spocone. Książę Andrzej dostrzegł w oczach siostry, owe światło promieniste, które ją jakby przeobrażało, czyniąc piękną, wyrazem nadziemskiej błogości. Pociągnęła brata ku sobie, chcąc go uściskać; tym ruchem atoli zaczepiła się niechcący o firankę. Przestraszyli się oboje, czy przypadkiem nie zbudzili dzieciątka. Stali tak przez chwilę nie-