Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

wryły izwoszczyka, jak i owe całusy zamieniane pokryjomu, w jakimś ciemnym kąciku, z niedorosłą również dzieweczką, Sonią. Wszystkie te drobnostki tonęły w pomroku, gdzieś w dali po za nim. Dziś czuł się chwackim huzarem, w dołmanie srebrem przetykanym, z krzyżem św. Grzegorza na piersiach. Należał do wszystkich wyścigów i przejażdżek konnych „wyższego towarzystwa“. Poznał był i nawiązał serdeczny stosunek z pewną damą wielce dystyngowaną, która mieszkała na bulewarze, i u której spędzał prawie wszystkie wieczory. W końcu prowadził najczęściej tańce w domach najarystokratyczniejszych; rozmawiał o wojnie z feldmarszałkiem Kameńskim, jadł objad bardzo często w klubie angielskim, i mówił „ty“ pewnemu pułkownikowi mającemu lat przeszło czterdzieści, który był druhem od serca Denissowa.
Ponieważ był pozbawiony od dawna widoku cara, osłabł w nim cokolwiek ów szał miłosny, którym pałał niegdyś dla Aleksandra. Lubił nie mniej dużo o nim rozprawiać, dając do zrozumienia, że do jego poświęcenia się, były pewne tajemne pobudki, niepojęte dla ogółu śmiertelników. Dzielił zresztą z całą Moskwą w głębi serca uwielbienie dla Aleksandra, któremu to miasto nadało było przydomek „Anioła ziemskiego“.
Podczas swego krótkiego pobytu na łonie rodziny, Mikołaj oddalał się raczej od Soni coraz bardziej, zamiast zbliżać się do niej; pomimo jej niezaprzeczonej piękności i owego rozpromienienia, które może nadać li miłość prawdziwa. Przechodził on przez ową epokę, w której młodzieniec ma tak każdą chwilę zajętą, że nie ma czasu po prostu na miłość jak się należy. Zajmują