Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/205

Ta strona została uwierzytelniona.

rach, z których strzępki leciały, żołnierze ustawiali się w szeregi, szli rwać słomę z dachów, później gotowali w mętnej wodzie suchary, bez soli i bez omasty; wstawali po tym nędznym posiłku, głodni jak i przed nim, żarcikując i przedrwiwając w najlepsze, swoją nędzę i głód. W chwilach wolnych zapalali jak i przedtem wielkie ognie. Grzali się przy nich na pół nadzy, smolili fajki, wybierali mniej zgniłe i zmarznięte ziemniaki i piekli przy ognisku. Starsi wiarusy, zabawiali młodszych opowiadaniem o wojnach prowadzonych przez Potemkina i Suwarowa. Niektórzy znowu umieli cudowne bajki, o sułtance przepięknej Alecie, o koszu zaczarowanym i o Mikołuszcze, trzecim bracie głupim, dwóch braci mądrych.
Oficerowie mieścili się jak mogli po dwóch i po trzech w chałupach okropnie zniszczonych. Starsi rangą starali się siłą mocą, o rozdobycie jakiego takiego pożywienia dla koni i ludzi (pieniędzy było jak śmiecia, ale za nie nie można było nic kupić). Młodsi oficerowie skracali sobie zaś czas jak mogli. Po największej części grali w karty, lub w inne gry dziecinne, jak w kości i w tak nazwaną swajkę, grę polegającą na trafianie goździem w kółko mosiężne u sufitu zawieszone. Mówiono nader mało o polityce i o obecnem położeniu armji rosyjskiej, odgadując instynktowo, że nie wiele da się o niem powiedzieć dobrego i pomyślnego.
Rostow mieszkał z Denissowem. Zrozumiał on doskonale, że chociaż Denissow nie mówił z nim o jego rodzinie, zawdzięczał nie mniej szalonej miłości tego poczciwca, do swojej siostry Nataszki, zdwojoną czułość Denissowa względem siebie. Węzły przyjaźni istniejące