Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

krzyż „Legji“ na czerwonej wstążeczce jedwabnej. Napoleon wziął od pazia order prawie nań nie patrząc i postąpił ku Lazarewowi, który z oczami wytrzeszczonemi wpatrywał się uparcie tylko w swego cara. Spojrzawszy z uśmiechem na Aleksandra, jakby mu chciał powiedzieć, że robi to li z grzeczności dla niego, Napoleon dotknął się dłonią piersi żołnierza, jak gdyby samo to dotknięcie posiadało moc czarodziejską, i wystarczało, aby uczynić tego zucha najszczęśliwszym na resztę życia, że został udekorowanym własną ręką „wielkiego człowieka“. Raczył tedy dotknąć się własnoręcznie piersi żołnierza rosyjskiego, a natychmiast rzucili się inni oficerowie, tak francuzcy, jak i rosyjscy, aby krzyż należycie umocować. Lazarew patrzał ponuro na ruch małego człowieczka i nie zmieniając pozycji, rzucił wzrokiem błagalnym na swego monarchę, jakby go się pytał, co ma z tym fantem zrobić? Nie odbierając od cara żadnego rozkazu, pozostał dalej jak posąg nieruchomy.
Monarchowie wsiedli na koń i odjechali. Żołnierze rosyjscy wyszli z szeregów, zmieszali się przyjacielsko z wojskiem francuzkim i razem zasiedli do stołów suto zastawionych.
Lazarewa posadzono na miejscu honorowem. Wojskowi jak i cywilni, oficerowie rosyjscy jak i francuzcy, otaczali go na wyścigi. Wszyscy mu winszowali, ściskali za ręce, lub w twarz całowali. Słychać było na całym placu gwar zmieszany dwóch języków, z dodatkiem śpiewów i wybuchów śmiechu tu i owdzie. Dwaj oficerowie widocznie trunkiem podnieceni i rozweseleni przeszli po pod sam nos Rostowa.