Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiecie więc o niczem?
— O niczem — Marja spojrzała jej śmiało w oczy. Była zdecydowana i ojca namówiła do tego samego, żeby nie mówić jej o śmierci męża, póki nie nastąpi rozwiązanie, na co czekano i spodziewano się od dnia do dnia, lada moment. Ojciec z córką dźwigali zatem sami cały ciężar smutku, każde z nich na swój sposób. Wysłał był wprawdzie stary książę kogoś zaufanego na zwiady, aby starał się w okolicy, gdzie bitwę stoczono, odszukać śladów Andrzeja, był jednak najmocniej przekonany, że jedynak jego nie żyje. Był nawet zamówił dla niego w Moskwie wspaniały grobowiec, który miano umieścić w ogrodzie. Niczego na pozór nie zmienił w trybie życia. Siły jednak starca opuszczały. Mniej teraz chodził, mniej jadł, nie spał nic prawie i był coraz bardziej osłabiony. Marja natomiast nie traciła nadzieji. Modliła się za brata, jakby jeszcze znajdował się między żyjącymi i oczekiwała lada chwila jego powrotu.





VIII.

— Moja najmilsza — powiedziała jej raz mała księżna. Warga podniosła się u niej jak zwykle, ale tym razem dziwnie smutno, jakby tłumiła w sobie ból tajemny. Od owego bowiem dnia nieszczęsnego, w którym odebrano list Kotuzowa; intonacja głosu, uśmiechy blade i wymuszone, chód nawet każdego z domowników, wszyscy