Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dawno cię nie widziałem — bąknął od niechcenia. — Dziękuję ci żeś przyszedł! Pozwól mi skończyć z ciągnieniem banku. Później będziemy mieli Iljuszkę z jego pięknemi i ognistemi cygankami.
— Byłem przecie u ciebie kilka razy — Rostow spłonął rumieńcem. — Ale nie mogłem cię nigdy zastać w domu.
— Jeżeli chcesz, to wybierz sobie jaką kartę — dodał Dołogow, nie tłumacząc się wcale przed nim, dla czego nie zastawał go w domu.
Przypomniała się w tej chwili Mikołajowi dziwna rozmowa, którą raz prowadzili ze sobą w pomieszkaniu matki Dołogowa: — „Tylko głupiec skończony, spuszcza się na ślepy traf, na szansę lepszą, lub gorszą“ — zwierzył mu się wtedy Dołogow.
— A może boisz się grać ze mną? — spytał Dołogow z drwiącym uśmiechem, jakby odgadł myśl jego.
Rostow zrozumiał, spojrzawszy na tę twarz wykrzywioną uśmiechem iście szatańskim, że Dołogow, tak samo jak wówczas podczas objadu w klubie, jest w takiem usposobieniu serca i umysłu, że potrzebuje zmienić zwykły tryb życia. Aby zaś dogodzić tej żądzy nim miotającej, gotów popełnić czyn najgorszy.
Mikołaj bąknął coś niezrozumiałego, szukając po głowie ale nadaremnie żarciku, którymby mógł mu odpowiedzieć. Dołogow tymczasem, spojrzawszy mu prosto w oczy, rzekł głośno, zwolna i dobitnie, tak, że go wszyscy słyszeć mogli.
— Pamiętasz naszą rozmowę dnia pewnego, kiedym ci powiedział: — „Że tylko głupiec skończony, spuszcza