Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

musiał uledz prośbom usilnym gościnnego gospodarza, nocując w Otradnoje.
Dzień wydał mu się nieznośnie długim i nudnym. Gospodarstwo jak i goście poważniejsi wiekiem, zabrali księcia Andrzeja w swoje wyłączne posiadanie. Mimo to spozierał kilka razy nieznacznie z pod oka na Nataszkę, która przebrała się była do objadu w białą sukienkę tiulową, z szarfą pąsową, i takiemiż różami u gorsu i we włosach kruczych. Chichotała się ona rozkosznie i bawiła doskonale z resztą młodzieży. Za każdym takiem rzutem oka na nią, pytał się na nowo: — „O czem też myśli? i czem się tak raduje?“
Wieczorem długo nie mógł zasnąć. Czytał, zgasił świece w kandelabrze, i na nowo je pozapalał. W pokoju było gorąco i duszno nie do wytrzymania, okiennice w oknach szczelnie pozamykano. Gniewał się najokropniej na „starego niedołęgę“ (nigdy inaczej nie nazywał Stefana Rostowa), że go siłą mocą zatrzymał na noc u siebie, zapewniając uroczyście, że nie ma pod ręką potrzebnych im dokumentów. Był zły i sam na siebie, że dał się skusić staremu i został na noc w Otradnoje.
Wstał aby okno roztworzyć. Zaledwie pchnął na zewnątrz okiennice, a księżyc w pełni jak gdyby czyhał na tę chwilę, zalał cały pokój swoim blaskiem łagodnym, srebrząc wszystkie sprzęty. Noc była cicha, chłodna, rozkoszna. Naprzeciw okna wznosił się szpaler cienisty z jednej strony, a z drugiej oświetlony i posrebrzony światłem księżycowem. W dole, gąszcz złożona z niskich krzemów i bujnej trawy, połyskiwała w blasku księżycowem kroplami rosy. Na prawo, widać było