Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

W końcu tej przemowy, uśmiech najwyższego zadowolenia, zajaśniał na ustach pana pułkownika.
Helena uważając — „Jakichsić tam Bergów“ — za niższych od siebie, odmówiła niestety zaprosinom, mimo programu tak ponętnego, który zapowiadał z góry herbatę... z kolacją! Berg potrafił wytłumaczyć Piotrowi tak jasno i dobitnie, dla czego pragnie zgromadzić u siebie towarzystwo dobrane, na co mu to potrzebne i pożądane, z jakiego powodu, on nie lubiący wcale wyrzucać daremnie pieniędzy, gotów ponieść znaczne nawet wydatki, skoro idzie o przyjęcie u siebie osób z wielkiego świata, że Bestużew był niejako zmuszony przyjąć zaproszenie.
— Tylko nie zbyt późno panie hrabio, nieprawdaż?... Przed ósmą, jeżeli śmiem prosić... Będzie nasz jenerał... Bardzo łaskaw na mnie... Będzie partyjka i kolacyjka wyborna!... Liczę zatem na pana hrabiego.
Piotr spóźniający się wszędzie i zawsze, tym razem stawił się u Bergów jeszcze o cały kwadrans wcześniej, niż był proszony.
Berg z żoną ukończywszy wszelkie przygotowania, czekali gości zaproszonych w salonie, oświetlonym à giorno, i przyozdobionym obrazami i posążkami z bronzu i alabastru. Usiadł obok Wiery na otomanie, w mundurze prosto z igły, lśniącym i nowiusieńkim jak całe domu urządzenie. Tłumaczył żonie szeroko i długo, jak są niezbędne w życiu podobne stosunki towarzyskie, z osobistościami wpływowemi i na wyższem niż nasze stanowisku. Wtedy tylko można spodziewać się czegoś i korzystać z ich protekcji.