Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

czny, który obecnie był codziennym gościem u pięknej Heleny. Prócz tych dwóch matador, zeszły się najurodziwsze kobiety z całego Petersburga, i mnóstwo innych osobistości wybitnych stanowiskiem i majątkiem. Piotr przesunął się przez wszystkie salony, prawie do nikogo ust nie otworzywszy. Wszyscy zgromadzeni zauważyli jak wygląda ponuro, jaki jest roztargniony i zafrasowany. Od owego balu, a szczególniej od chwili, kiedy dzięki zapewne nader częstym wizytom księcia zagranicznego u jego żony, został za jego wstawieniem się, mianowany carskim szambelanem, Piotr podpadał bardzo często podobnym atakom czarnej, głębokiej melancholji. Odtąd nie upuszczało go prawie dziwne uczucie wstydu i pomieszania w obec towarzystwa. Oddawał się myślom coraz smutniejszym, nad znikomością wszystkiego co ziemskie. Widok wzrastającej miłości Andrzeja i Nataszki rozstrajał go jeszcze bardziej. Jakiż kontrast rażący był między ich położeniem a jego losem najopłakańszym! Starał się nie myśleć ani o nich, ani o swojej żonie, a mimowolnie wracał do nich nieustannie. Zapytywał sam siebie, czem jest to wszystko, czem się ludzie tak martwią, tak kłopoczą w obec wieczności? Dokąd to ich wiedzie? Dzień i noc pracował zawzięcie w sprawach masonerji, aby pokonać podszepty złego ducha, który podsuwał mu li zwątpienie i niewiarę. Owego wieczora opuścił salony hrabiny między jedenastą a północą, udając się wprost do swojego gabinetu. Tu owinięty starym podartym szlafrokiem, otoczony chmurą dymu tytuniowego, przepisywał gorliwie zasady lóż szkockich, gdy nagle pojawił się na progu książę Andrzej.