Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Starzec przyjął syna oświadczenie na pozór spokojnie i obojętnie. Pod tą maską starał się ukryć rozdrażnienie najgwałtowniejsze. Ani przypuszczał, żeby syn pragnął zmienić w czemkolwiek tryb życia dotychczasowy, wprowadzając między nich nowy żywioł, gdy ojca dni na schyłku, gdy godziny jego policzone:
— Mógł z tem zaczekać, gdy mnie nie stanie, i pozwolić mi skończyć życie według własnego widzimisię! — pomyślał stary samolub. — Po mnie niechby świat cały przewrócił się do góry nogami, niechby i on robił co mu się rzewnie podoba!
Użył jednak i tym razem swojej zwykłej taktyki dyplomatycznej. Zastanawiał się nad tą kwestją z rozwagą i spokojem. Dowodził synowi: Że po pierwsze: wybór jego nie przedstawia nic świetnego, tak co do rodziny, jak i co do stosunków majątkowych; powtóre: Andrzej nie będąc już pierwszej młodości, potrzebuje zdrowie pielęgnować (na to słowo ojciec nacisk położył), ta dzieweczka zatem była dla niego wiekiem niestosowną; po trzecie: ma syna, który mógłby wyjść na tem bardzo źle, dostając się w ręce macochy; po czwarte: (na tem zakończył długi wywód). — „Błagam cię usilnie — spojrzał na Andrzeja wzrokiem drwiącym — odłóżmy to wszystko do roku! Jedź za granicę do wód, wzmocnij tam twoje siły podupadłe, wystaraj się o jakiego mentora Niemca, dla księcia Mikołaja, a po roku, jeżeli wytrwasz w twojej miłości, w twoim szale, w twoim uporze... ha! „Chcesz się żenić przyjacielu, to się żeń, ja ci powiem po weselu, żeś“...
Nie dokończył starzec złośliwy komplementu, wybu-