Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

zatem trzeba mi brać życie całkiem na serjo, jestem bowiem osobą dorosłą. Od dziś muszę odpowiadać w obec Boga i tego człowieka, za każde słowo, za każdy czyn... Ale o cóż to on mnie pytał?
— Nie — odpowiedziała głośno, nie rozumiejąc dokładnie pytania.
— Jesteś tak młodziutką, gdy ja przeciwnie przeszedłem przez tyle prób ciężkich w życiu — Andrzej zaczął mówić na nowo. — Lękam się dziecię o twoje przyszłe szczęście: nie znasz jeszcze sama siebie.
Nataszka wytężała całą uwagę, nie mogąc schwycić właściwego tych słów znaczenia.
— Ciężko mi przyjdzie przeżyć ten długi rok, on bowiem opóźni moje szczęście najwyższe — mówił dalej. — Ty jednak będziesz miała czas zbadać własne serce. Za rok powrócę i spytam cię powtórnie, czy możesz i chcesz do mnie należeć? Bądź zupełnie wolną, aż do tej chwili. Nasze układy pozostaną w tajemnicy. Może przekonasz się, że mnie wcale nie kochasz i... pokochasz innego?
Zmusił się do smętnego uśmiechu.
Nataszka mu przerwała:
— Po co mówić mi to wszystko? Wiesz pan przecie, żem cię pokochała od dnia pierwszego, gdym cię ujrzała w Otradnoe... Kocham! — powtórzyła, z całem najszczerszem przekonaniem o prawdzie tych słów swoich.
— Przeciąg jednego roku... — zaczął, ale mu nie dała dokończyć:
— Rok! cały rok! I po cóż to? wykrzyknęła, teraz dopiero zdając sobie z tego sprawę dokładna. Zaczął jej powód tłumaczyć. Zaledwie go słuchała. — I już nie