Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

Czasem zwracał się do panny Bourienne, jak też jej osobie cywilizowanej, wydają się prawosławne pokłony, ikonostasy, i tym podobnie?... Gdy raz stanął na tym punkcie, był nieubłagany i niewyczerpany w drwinkach i żarcikach, drażniących Marję do żywego.
Mimo że ją ojciec traktował gorzej psa, i co chwila ranił czemś najboleśniej, księżniczka Marja nie miała o to żalu do niego. Czyż ośmieliłaby się była przypuścić, że ojciec może być wobec niej niesprawiedliwym? Kochał ją bądź jak bądź, więc czynił to wszystko dla jej dobra najniezawodniej... Zresztą czem jest właściwie niesprawiedliwość? Marja nie była nigdy próżną, nie znała co to uczucie dumy, lub podrażnionej miłości własnej. Dla niej wszelkie prawa boskie i ludzkie streszczały się w tem jednem przykazaniu: — „Kochaj Boga ze wszystkiego serca twego, a bliźniego twego, jak siebie samego“. — Pragnęła zaś tak ukochać ludzkość i tak się dla niej poświęcać, jak ją uczył Ten, który będąc Bogiem, z miłości stał się człowiekiem, z miłości bez granic, zawisł na krzyżu! Cóż ją po za tem obchodziły sądy ludzi, lub ich niesprawiedliwość? Ona nie znała innych powinności, prócz tej jednej: Kochać i cierpieć... Tę zaś spełniała święcie, w milczeniu i z najwyższą pokorą! Nigdy słowo skargi na jej ustach nie postało!
Dni kilka które spędził Andrzej w Łysych-Górach, jego niezwykła czułość i rozweselenie, naprowadzały siostrę na rozmaite domysły. Przeczuwała jakąś wielką zmianę w jego życiu. Tym razem nie dowiedziała się jednak o niczem. Pochwyciła tylko była, nie słysząc jej wcale, długą rozmowę między ojcem a synem, po której