Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

niebezpiecznych, którą szczęściem nazywamy! Czyż nie patrzała na brata, który kochał przecież pierwszą żonę, bolał nad jej stratą, a dziś szuka tego szczęścia zwodniczego w związku z drugą kobietą, i na ojca sprzeciwiającego się temu związkowi, bo mu wybór syna zdaje się nadto skromny i nieodpowiedny, dla książąt Bołkońskich?... Cierpieli wszyscy, jedni przez drugich, i gubili dusze nieśmiertelne, byle zdobyć ziemskie rozkosze, przelotne, nieuchwytne, jak błyskawica. Nie tylko wiemy to sami przez się, ale wykazał nam to i Jezus Chrystus, Syn Boży schodząc na ziemię, że życie ziemskie jest przemijające, jest li okresem krótszym, lub dłuższym ciężkich prób, a my jednak tak zapamiętale za szczęściem gonimy! — Czyż nikt zatem nie pojął tej prawdy? — pytała się w duchu księżniczka Marja. — Nikt, prócz tych biednych, Dzieci Bożych, wędrujących z jednego miejsca świętego na drugie z tobołkiem na plecach, którzy czasem zakradają się do mnie bocznemi drzwiami i schodami, byle uniknąć spotkania z moim ojcem. Nie idzie im tyle o jego gniew i czynne zniewagi, ukrywają się przed nim nie z trwogi, ale żeby go nie skusić do grzechu ciężkiego przeciw bliźnim! Jakież to szczytne posłannictwo, jak święte życie, porzucić wszystko i wszystkich, zerwać wszelkie węzły ziemskie, i błądzić w ten sposób w płaszczu pielgrzyma. Nie czynić nic złego nikomu, tylko modlić się wiecznie i zawsze; modlić się tak samo za tych, którzy nas prześladują, jak i za naszych dobrodziejów. To życie prawdziwe w całem tego słowa znaczeniu!
Pomiędzy kobietami, które poświęciły się były na