Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

przenosił wzrok na piękny portret Lizy, wielkości naturalnej, w fryzurze à la grecque z drobnemi loczkami nad czołem. Zdawało mu się, że wychodzi z ram wyzłacanych, a zapominając o ostatniem, tajemniczem przemówieniu, powodzi za nim oczami, pełnemi życzliwej i serdecznej ciekawości, z wesołym uśmieszkiem. Czasem znowu przemierzał pokój szybkim krokiem, z rękami w tył założonemi. To brwi marszczył niecierpliwie, to uśmiechał się błogo do wizji, wywołanych siłą jego bujnej fantazji. Nie było w nich ładu, ni składu. Rad był im jednak wszystkim jednakowo. Serce rwało mu się do Piotra, do owej pięknej młodej dzieweczki. Myślał z rozkoszą o dębie odmłodzonym, o sławie, o piękności kobiecej, o miłości, której dotąd brakowało w jego życiu. Gdy mu przeszkodzono, przerywając wątek marzeń rozkosznych, odpowiadał sucho, ostro, w sposób szorstki i niemiły. Niemniej jednak w jego odpowiedziach, była zawsze ścisła loika. Zbierał wtedy myśli, aby nie zdradzić się przypadkiem z rozmarzeniem, które mu nieraz umysł mąciło. To powodowało księżniczkę Marję do narzekania, że praca umysłowa, gdy się w niej mężczyźni nadto zagłębią, wysusza im serce i robi ich na wszystko nieczułemi.





VI.

Książę Andrzej przybył do Petersburga przy końcu sierpnia roku 1809. Wtedy właśnie sława młodego Spe-