Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.
XIII.

Pewnego wieczora, gdy hrabina Rostow zdjąwszy z głowy fałszywe loczki, i uwolniwszy się z reszty ubrania, krępującego jej wolne ruchy, wybijała pokłony przed Ikonostasem, w nocnym czepku i wygodnym flanelowym kaftaniku, wpadła Nataszka jak wicher do matki pokoju, również w nocnym stroju, na bosaka, z główką całą w papilotach. Matka żegnając się raz po raz, jęczała i stękała, z ostatniemi słowami na ustach modlitwy wieczornej: — „Gdybym nie miała się więcej obudzić, i to łoże na którem spocząć zamyślam, miało mi się stać grobem, przyjm o Panie miłosierny grzeszną duszę moją, i nie sądź mnie według moich nieprawości, tylko według Twojego nieprzebranego miłosierdzia“... — Spostrzegłszy córkę wpadającą, hrabina zmarszczyła brwi groźnie, nie przerywając wcale modłów gorących. Nataszka zarumieniona, dziwnie rozgorączkowana, widząc matkę uderzającą czołem o ziemię, stanęła jak wryta, pokazała język jak prawdziwa mała swywolnica, wyłapana na figlu komuś wypłatanym, i czekała mocno zmieszana i zakłopotana. Widząc że matka nie myśli tak rychło modłów ukończyć, podbiegła do łóżka i wsunęła się pod kołdrę, tonąc w stosie pierzyn puchowych, które mimo swojego ciepła i rozkosznej miękości, przenikały, sądząc po modłach w niebo zasyłanych, duszę hrabiny, myślami i przeczuciami dziwnie ponuremi i smętnemi. Była to szeroka łożnica małżeńska, ze stosem poduszek po jednej i drugiej stronie, w pięciu rozmaitych wielkościach, aż do małej kwadratowej poduszeczki Jaśkiem nazywanej. Na-