Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

i... jaka ona śliczniutka! — dodała w trzeciej osobie, jakby kładła ten komplement do niej wystosowany, w usta kogoś innego, który zrodził się w jej bujnej wyobraźni, obdarzony wszelkiemi doskonałościami, Feniks prawdziwy pomiędzy ludźmi, o całe niebo wyższy rozumem, nad rzeszę pospolitych śmiertelników! — Wszystko za nią przemawia — mówił dalej ten szarmancki nieznajomy — śliczna, rozkoszna, zgrabna, czarująca; pływa, pluskając się swobodnie po wód zwierciadle, niby rybka zwinna; jeździ na koniu niezrównanie, a jaki ma głos! jaki głos cudowny!... — Tu Nataszka nie mogła wytrzymać, i zanuciła kilka taktów ze swojej ulubionej mszy Cherubiniego. Potem zawołała na poczciwą Duniaszkę (starą piastunkę ich wszystkich) prosząc żeby zgasiła świecę. Jeszcze starowina nie wyszła była z pokoju, kiedy Nataszka już była uleciała w świat rozkoszny snów błogich, gdzie wszystko było o wiele piękniejszem, łatwiejszem, niż w życiu rzeczywistem, o wiele ponętniejszem... zwyczajnie jak sen...
Nazajutrz hrabina Rostow, rozmówiła się stanowczo z Borysem, i ten odtąd przestał bywać w ich domu.





XIV.

W 1809 roku 31 grudnia, był wielki bal u pewnej osobistości znakomitej i znanej jeszcze za panowania carowej Katarzyny. Zaproszono w komplecie ciało dyplo-